Zaczęło się tak słodko...
d a n e w y j a z d u
62.53 km
30.00 km teren
03:12 h
Pr.śr.:19.54 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Zaczęło się tak słodko... cieplutko, słoneczko, zdjąłem polar, jechałem
w krótkim rękawku, a obok Warta. Oczywiście na początku trochę
pojebałem drogę ;) i znalazłem się na pilnie strzeżonym, niczym Fox
River, terenie aQuanet'u. Żeby się stamtąd wydostać musiałem się
przeczołgać pod drutem kolczastym, kierownica od bike'a i koło ledwo
dały radę przejść. Tym sposobem, tak jak zwykle, znowu nabiłem na
liczniku prędkości rzędu 2-3km/h :p
Tak sielankowo się zaczęło:
Dojechałem
sobie spokojnie do Puszczykowa, dalej tymi rowerowymi szlakami do
Mosiny gdzie zakupiłem jakieś żarcie i dalej do Krosinka ale na tym etapie zaczęło
się robić nieprzyjemnie.. ciemno, a z nieba zaczęło najpierw tylko
kapać.. postanowiłem, że dzisiaj nigdzie dalej nie jadę i zrobiłem tzw.
w tył zwrot. Między Mosiną, a Puszczykowem niebo wyglądało już tak:
Na wpół przemoknięty dojechałem do miejsca w Puszczykowie gdzie czerwony
szlak odbija z asfaltu w stronę Warty i schowałem się pod dachem.
Czekałem godzinę, aż przestanie lać... dodatkowo od czasu do czasu
padał sobie grad. Moje czekanie na nic się zdało i postanowiłem, że
trzeba podjąć męską decyzję i jechać dalej. Wybrałem asfalt co by było
szybciej. Po 20 sekundach jazdy moje spodnie, gacie i buty pływały.
Jakoś dotarłem w końcu do chaty :) Ostatni raz taki
przemoczony/zziębnięty byłem jakieś 8 miesięcy temu, najlepiej by było
jakby następny raz nie nastąpił szybciej niż za kolejne 8 miechów ;]